Niedaleko za miastem, tam, gdzie ulica zmienia się w szosę, a za
supermarketem zaczyna się gęsty las, stał biały dworek z brązowym
dachem. Choć od dawna nikt w nim nie mieszkał, chuligani omijali go
szerokim łukiem. Żaden z nich nawet nie próbował wybić szyby ani bazgrać
sprejem po ścianie. No dobrze, może któryś próbował, ale dziwnym
zbiegiem okoliczności zawsze uciekał z krzykiem do domu, a potem -
wyobrażacie to sobie - stary koń w bluzie z kapturem tulił się do swojej
mamy, chlipał i pytał, czy aby na pewno drzwi wejściowe zamknęła na
wszystkie zasuwy.
Zapraszamy do domu z duszą na ramieniu!
Marcin Przewoźniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz